niedziela, 31 marca 2013

Życzenia

Mnóstwo życzeń w koszyczku
Przy wielkanocnym stoliczku
Kolorowych pisanek
I mokrych ubranek w lany poniedziałek 

życzy Yuna.

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 12


                               Rozdział Specjalny


Słońce chyliło się ku zachodowi. Blond włosa dziewczynka stanęła przed drzwiami budynku Rady. Na jej głowie spała różowa kotka. Zapukała do nich. Nikt nie otwierał. Minęło pięć, dziesięć minut. Nadal nic. Chciała już zapukać po raz kolejny, gdy nagle drzwi się otworzyły. Stanął w nich stary mężczyzna z długimi siwymi włosami i opaską na oku.
- Czego tu szukasz? – warknął
Dziewczynka skuliła się pod jego spojrzeniem. Spuściła wzrok.
- Bo ja… - zaczęła niepewnie – Chce żebyście mnie trenowali.
Po usłyszeniu tego zaczął się śmiać.
- Mamy ciebie trenować. Dobre sobie.
Blondynka się zdenerwowała.
- Nie jestem słaba. Jestem Smoczą Zabójczynią.
- Smoczą Zabójczynią powiadasz. – zastanowił się chwile.
Jakby ją odpowiednio wytrenowali i wpoili zasady by się bardzo im przydała.
- Chodź za  mną.
Weszli do budynku. Przez kilka minut szli korytarzem. Stanęli przed potężnymi drewnianymi drzwiami. Wewnątrz było pełno Rycerzy Run. Skierowali się w stronę dziwnej kuli.
- To jest Wskaźnik Mocy Magicznej. W skrócie WMM.  Zaatakuj to. To jak silny będzie twój atak zadecyduje czy będziemy cię szkolić, rozumiesz?
- Hai. – blondynka
Położyła kotkę na ziemi.
- Zaczekaj chwilę Hope.
Kotka w odpowiedzi tylko mruknęła i przewróciła się na drugi bok. Dziewczynka stanęła w odległości około dwóch metrów od WMM. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
- Ryk Gwiezdnego Smoka.
Gdy atak dosięgnął celu rozbłysło światło i wszystkich oślepiło. Gdy zniknęło nad kulą pojawił się wynik.
- Ponad trzy tysiące!? – wszyscy byli zdziwieni – ile masz lat?
- Dziesięć – odpowiedziała uśmiechnięta
Staruszek opanował się i odwrócił się w jej stronę.
- Jak się nazywasz?
- Jestem Lucy Heartfilia, a to jest Hope. – wskazała kotkę
- A więc Lucy mimo swojego młodego wieku jesteś bardzo potężna dlatego w imieniu Rady postanowiłem, że będziemy cię szkolić.
Oczy dziewczynki rozbłysły.
- Arigato…
- Org.
- Arigato Org-sensei.
- Zaprowadzę cię do pokoju, w którym będziesz tymczasowo mieszkać.
- Hai.
Lucy wzięła kotkę na ręce i udała się za członkiem rady. Zaraz po wyjściu przez drzwi skręcili w prawo. Weszli po krętych schodach, następnie przeszli kawałek korytarza i znaleźli się przed białymi drzwiami.
- Na razie tutaj będzie twój pokój. Rozgość się później ktoś przyjdzie, żeby przekazać ci szczegółowe informacje na temat treningu i obowiązujących tutaj zasad.
- Hai.
Otworzyła drzwi i weszła do środka. Odwróciła się, żeby o coś zapytać, ale Org zdążył już zamknąć drzwi. Westchnęła i rozejrzała się po pokoju. Był dosyć mały. Stały w nim tylko łóżko, stolik nocny i szafa. Były też drzwi. Lucy podeszło do nich i je otworzyła. Była to łazienka. Trochę większa od pokoju. Wróciła do pierwszego pomieszczenia i położyła się na łóżku. Wiedziała, że tak naprawdę nie chcą jej trenować. Że robią to tylko po to, żeby wykorzystać jej moc, ale co innego miała zrobić? Org był bardzo podobny do Hadesa. Różnił ich zapach i właśnie to powstrzymało ją od zaatakowania go. Była tak zmęczona podróżą, że nie wiedziała kiedy zasnęła. Jednak nie było jej dane spokojnie spać. Znów śniło jej się to samo. Dzień, który ją odmienił. Dzień, w którym straciła to co kochała. I osoba, która jej to zabrała. Hades… Obudziła się z krzykiem. Słońce właśnie wschodziło. Wstała i poszła do łazienki. Spojrzała w lustro. Oczy miała napuchnięte od łez. Przemyła twarz wodą i wróciła do pokoju. Dopiero teraz dostrzegła na stoliku kartkę. Podniosła ją i zaczęła czytać.

Bądź o 7 w Sali treningowej. W tedy dostaniesz harmonogram.
Org
P. S. W szafie masz ubrania.

Odłożyła kartkę z powrotem na stolik. Była mniej więcej piąta trzydzieści. W lesie nie było zegarów, więc Safira nauczyła ją określać czas po zapachu powietrza. Lucy otworzyła szafę i wybrała z niej krótki, czarne spodenki i bluzkę na ramiączka w tym samym kolorze. Z szuflady wyjęła bieliznę i poszła do łazienki wziąć prysznic. Zajęło jej to ok. godziny. Ubrana wyszła z łazienki. Kotka jeszcze spała. Wzięła ją więc na ręce i wyszła z pokoju. Zgubiła się. Do Sali treningowej dotarła na styk. Czekał tam na nią. Mężczyzna z blizną (chyba blizną).  Podeszła do niego.
- Jestem Doranbolt. Będę cię szkolił na prośbę Orga. Tutaj masz rozpiskę.
Podał jest kartkę. Przyjrzała się jej uważnie. Każdy dzień był taki sam.
6 rano – śniadanie
7-14 – trening
14.30 – obiad
15.30-18.30 - czas wolny
19 – kolacja
22 - cisza nocna
Na myśl o jedzeniu zaburczało jej w brzuchu. Doranbolt podał jej kanapkę.
- Na razie to musi ci wystarczyć.
- Dziękuję.
Po posiłku zaczął się trening. Lucy nie było przyzwyczajona do takiego wysiłku. Bieg i rozciąganie, które miały być tylko rozgrzewką bardzo ją zmęczyły. Następnie miała trenować ciosy. Najpierw nogi, potem ręce. Ciosy miała zadawać na zmianę. Najpierw lewa potem prawa noga. To ćwiczenie wykonywała do 14. Była strasznie zmęczona. Doranbolt zaprowadził ją do jadalni, gdzie miała zjeść obiad. Posiłek był już gotowy. Zanim odszedł spytał się go czy po jedzeniu nie oprowadziłby jej. Zgodził się od razu. Zaczekał aż skończyła jeść i zaczął wycieczkę. Opowiadał jej szczegółowo o wszystkim, a ona słuchała go uważnie. Następnie zaprowadził ją do jej pokoju i odszedł. Lucy poszła wziąć szybki prysznic przed kolacją. Ubrała czyste ciuchy i zeszła do jadalni. PO posiłku wróciła do pokoju i momentalnie zasnęła. Tak mijał każdy dzień. Na początku trenowała tam gdzie Rycerze Run, ale po tygodniu została przygotowana sala specjalnie dla niej. To samo stało się z jej pokojem. Minął rok. Hope nauczyła się zmieniać w człowieka i zaczęła się uczyć magii błyskawic. Im dłużej Lucy trenowała tym rzadziej się uśmiechała. Pewnego dnia podczas jednego z treningów. Przyszedł Org, a razem z nim czerwono włosy chłopak. Lucy nie zwracała na nich uwagi jednak wolała wiedzieć o co chodzi dlatego wyostrzyła słuch.
- Doranbolcie to jest Hiro. Jest magiem ognia. Rada chce, żebyś jego również trenował.
- Rozumiem. Ma on mieć zajęcia razem z Lucy?
- Tak.
- Dobrze.  Chodź ze mną.
Hiro poszedł za nim. Podeszli do Lucy. Mimo że stali obok ona nadal trenowała.
- Lucy, to jest Hiro będziecie razem trenować.
Nadal nie zwracała na nich uwagi. Nie obchodziło ją to. Jak chciał trenować to jego sprawa. Jej nic do tego. Doranbolt udzielił mu wskazówek co ma robić. Trening się skończył i udali się do jadalni. Po obiedzie Lucy wróciła do swojego pokoju. Minął miesiąc. Lucy nadal ignorowała czerwonowłosego chłopaka. Org znowu zjawił się na treningu. Tyle, że tym razem przyprowadził dwie dziewczynki. Z tego co Lucy podsłuchała one też miały z nią trenować. Hiro oczywiście podbiegł do nich i zaczął je zagadywać.
- A kim tamta dziewczyna? – brązowowłosa dziwczyna wskazała na Lucy
- To Lucy, ale ona nie jest zbyt rozmowna. Odkąd tu jestem nie odezwała się do mnie ani razu.
Dziewczynka mimo to podbiegła do blondynki.
- Jestem Mia.
- Lucy.
Hiro się zdziwił. Tyle razy próbował ją zagadać, a ona nic. Teraz ktoś obcy podchodzi do niej, a ona mu odpowiada.
- Używam magii niebios i leczenia, a ty?
- Jestem Gwiezdną Smoczą Zabójczynią i magiem gwiezdnej energii. – wskazała na klucze przypięte do jej pasa i po raz kolejny uderzyła
- Łał. Musisz być bardzo potężna.
- Może.
Mia nagle się uśmiechnęła.
- Zostańmy przyjaciółkami.
Zaległa cisza nikt się czegoś takiego nie spodziewał. Nawet Lucy przestała trenować. Odwróciła się w stronę Mii i się uśmiechnęła.
- Z chęcią.
Tamtego dnia zamknięta w sobie dziewczynka otworzyła się na innych. Zaprzyjaźniła się z Hiro, Lisą i Mią, a po pewnym czasie założyli drużynę. Drużynę Gwiazd.
~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział za mną. Dosyć szybko udało mi się go napisać. To takie cofnięcie się do przeszłości.Mam nadzieję, że się wam spodobało. W kolejnym rozdziale wrócimy do naszych bohaterów.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 11


Wszystko mnie bolało. Znowu zdrzemnęłam się na dachu katedry Caldia. Usiadłam. Minęły dwa miesiące od balu. Od nowe początku mojej znajomości z Natsu. Nie wspominamy o naszych wcześniejszych relacjach. Tak jakby nigdy nie miało miejsca. Nadal chce być dla niego kimś więcej, ale nie mogę. Urodziny Hope, które odbyły się dwa tygodnie temu były cudowne. Niedługo z Hope wybierzemy się do Rady. Musimy odzyskać nasze rzeczy, a przy okazji zrobić im mały kawał. Wstałam i zeskoczyłam z katedry. Mieszkańcy zdążyli się już do tego przyzwyczaić. Poszłam do gildii. Po otwarciu drzwi ledwo co uniknęłam lecącego krzesła. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do baru i zamówiłam drinka. Potrzebowałam czegoś co mnie obudzi. Było dosyć wcześnie więc w gildii nie było zbyt wiele osób. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Hope z Laxusem. Gdy mnie zauważyła od razu do mnie podbiegła, a Laxus za nią.
- Lucy gdzie ty byłaś przez całą noc?
- Eee… no wiesz spacerowałam.
Taa nie ma to jak ganie o poranku. Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili się uśmiechnęła. Chyba mi uwierzyła. Za to Laxus wręcz przeciwnie.
- To kiedy wybierzemy się do rady? – zapytałam
Oczy Hope niebezpiecznie błysnęły. Jest źle.
- Może jutro? Dzisiaj chciałabym skorzystać z tej Lakrymy, którą mi dałaś i pokazać wszystkim trochę momentów z naszej przeszłości.
No tego się nie spodziewałam. Chociaż to wcale nie jest aż taki zły pomysł.
- Ok. To może tak koło południa? Wtedy wszyscy powinni być w gildii.
- Hai. Wybiorę kilka filmików, które puścimy.
Pokiwałam głową. Miałam jeszcze cztery godziny. Udałam się do domu. Layla jeszcze spała. Nie chciałam jej budzić, więc po cichu wzięłam ubranie i udałam się do łazienki. Napełniłam wannę ciepłą wodą. Leżałam w niej chyba z dwie godziny, ale byłam taka zmęczona, że ta chwila relaksu trochę się przedłużyła. Wyszła z niej i ubrałam się w niebieską spódniczkę i pałą bluzkę. Gdy wyszłam Layla już nie spała. Przyrządziłam nam śniadanie. Trochę pogadałyśmy. Dochodziła 11.30. Wyszłyśmy i od razu skierowaliśmy się do gildii. Wszyscy już na nas czekali. Hope stała przy scenie. Podeszłam do niej.
-To od czego zaczynamy?
- Najpierw twoje 16 urodziny.
- Co??? Dlaczego moje?
- A dlaczego nie? Czyżby wydarzyło się na nich coś o czym nie wiem?
- Oczywiście, że nie. Puszczaj.
Hope ustawiła wszystko i po chwili pojawił się duży obraz, a na nim Mia.
- Dzisiaj są urodziny Lucy, dlatego przygotowaliśmy dla niej coś specjalnego.
Postawiła kamerę na szafce iskier wała ją w stronę dzwi.
- Już idzie.
Drzwi się otworzyły. Wszyscy się na blondynkę stojącą w nich.
- Wszystkiego najlepszego Lu.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Wszyscy składali jej życzenia i wręczali prezenty.
-A teraz czas na imprezę.
Hiro podszedł do ściany. Wypowiedział jakąś sekwencję i po chwili pokój zamienił się klub nocny. Było tam sporo osób. Zaczęli od toastu. Impreza coraz bardziej się rozkręcała. Mia wszystko filmowała. Gdy pojawił się Laxus Hope gdzieś zniknęła. Mia nakryła ją jak całowała się z Laxusem. Po paru chwilach pojawiła się blondynka z czerwonowłosym. Też się całowali.
- Więc to dlatego  nie chciałaś, żebym puszczała ten film?
Byłam cała czerwona na twarzy. Przecież to nie moja wina, że za dużo wypiłam.
- Co jest następne?
- Nasz wspólny trening.
Tym razem na ekranie pojawili się wszyscy. Byliśmy wtedy jeszcze dziećmi.
- Chyba żartujesz. Nie rozwalisz tej ściany jednym uderzeniem! – krzyknął czerwono włosy
- A chcesz się założyć – zapytała blondynka – Jeśli mi się uda przez trzy dni będziesz moim służącym.
- A co jeśli ci się nie uda?
- Uda mi się. Ale jeśli jakimś cudem mi się nie udała to… umówię się z tobą., zgoda?
- Zgoda.
Blondynka podeszła do muru grubości około pół metra. Wzięła głęboki oddech i…
- Pięść Gwiezdnego Smoka – uderzyła w mur z całej siły.
Ściana popękała i się rozpadła.
- No to może jeszcze jeden filmik?
Hope spojrzała na mnie pytającą.
- Nie mów, że chciałaś zakończyć na tych dwóch. Jest jeszcze jeden film, który obowiązkowo powinni zobaczyć. Mogę? – wskazałam na lakrymę.
Hope pokiwała tylko głową. Gdy do niej podeszłam uśmiechnęłam się. Zaczęłam kodować film. Widziałam, że jak Hope się zoriętuje co to jest będzie chciała go wyłączyć. Po zakodowaniu włączyłam go. Na ekranie znowy pojawiła się Mia.
- Laxus wyzwał Lu na pojedynek. Co za idiota. Przecież przegra. Ostrzegaliśmy go, ale on nic. Uparł się. Lu go rozniesie. Dobra zaczynają.
- Lucy coś ty włączyła?
Blondyn zadał pierwszy cios.
- Nie mogę tego wyłączyć.
Walka stała się bardziej zacięta. Jednak mimo wszystko było widać kto ma przewagę.
- Film został zakodowany. Trzeba zaczekać aż się skończy.
O ile Laxus miał wiele raz tak Lucy prawie żadnym. Było widać, że jest już znudzona. Użyła ostatniego ataku, którym była Uranometria i blondyn padł. Podeszła do niego i podała mu rękę. Przyjął ją. Podeszli do reszty.
- Ostrzegaliśmy cię. Nigdy nie pokonasz Lu.- powiedziała Mia
- Kiedyś mi się to uda. Zobaczysz.- odpowiedział
Obraz znikł a wraz z nim ekran na którym był wyświetlany.
- Jednak nie dotrzymałeś obietnicy Laxus. – powiedziałam
- Co masz na myśli?
- Tamtego dnia powiedziałeś Mii, że pokażesz jej jak wygrywasz ze mną.
Spuścił głowę.
- Nie martw się mam ci tego za złe. Niektórysz obietnic nie jesteśmy wstanie dotrzymać. – uśmiechnęłam się smutno
- LUCY WALSZ ZE MNĄ!
Natsu rzucił się na mnie. Zrobił unik i walnęłam go z całej siły. Walnął o ścianę i stracił przytomność. Filmy były trochę długie, więc dochodziła już 21.
- Hope, zabieram Layle do domu. Jutro o 9 na stacji.
Szłyśmy już w stronę drzwi kiedy Erza, Gray i Natsu zagrodzili nam drogę. Kiedy on wstał?
- Możemy jechać z wami? – zapytała Erza. Po jej spojrzeniu było widać, że nie przyjmuje odmowy.
- Jasne. Hope opowie wam szczegóły.
Wyminęłyśmy ich. W domu obie wzięłyśmy szybki prysznic i poszłyśmy spać. Następnego dnia zaprowadziłam Layle do gildii. Mira zgodziła się nią zająć pod moją nieobecność. Skierowałam się na stacje. Wszyscy na mnie czekali. Pociąg nadjechał. Wsiedliśmy do niego. Po dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce. Skierowaliśmy się do budynku Rady. Gdy przed nim stanęliśmy wszystkie wspomnienia wróciły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miał się pojawić wczoraj, ale zabrakło mi czasu. Znowu wrzucam go bez sprawdzenia, więc prawdopodobnie jest wiele błędów. Mam nadzieję, że rozdział spodobał się wam.

poniedziałek, 25 marca 2013

Hmm

No więc tak. Rozdział pojawi się dopiero w środę. Mama nie pozwalała mi usiąść do kompa w weekend :( A bo bym zapomniała. Wcześniej nie miałam czasu. To jest rysunek prezentu, który dostała Hope od Laxusa na urodziny. One shota wstawiałam pod nie wiedzą  mamy i przez co zapomniałam o zdjęciu. A więc o to i naszyjnik:
Narysowała go moja koleżanka Basia.

No i na koniec zostałam nominowana do The Versatile Blogger Award przez Moncia740 za co bardzo dziękuję. Więcej informacji znajdziecie w zakładce.

niedziela, 17 marca 2013

Laxus x Hope


A oto i pierwszy paring z dedykacją dla Sunny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                 "Urodziny"

Był świt. Po środku polany siedziała różowo włosa dziewczyna. Miała zamknięte oczy. Nuciła spokojną melodie czekając na wschód. Miała na sobie zwiewną, biała sukienkę na ramiączka. Gdy słońce zaczęło wschodzić, ona razem z nim wstawała. Zaczęła tańczyć do nuconej przez siebie melodii. Nie wiedziała skąd ją znała. Zawsze w ten dzień ją nuciła. Nie otwierała oczu. Wokół niej zaczęły tańczyć niebieskie iskierki. Były to jej błyskawice. Powoli oddawała się melodii. Zaczęła się wznosić. Coraz wyżej i wyżej. Nagle na jej plecach pojawiły się anielskie skrzydła. Otworzyła powoli oczy i się uśmiechnęła. Iskry zniknęły, a melodia ucichła. Hope rozłożyła skrzydła i wzniosła się w niebo. Jak najwyżej, by dosięgnąć niemożliwego. Ten dzień zawsze był dla niej szczególny. Dzień, który cały był wypełniony magią. Jedyny dzień kiedy jako człowiek mogła rozwinąć skrzydła i latać. W którym niemożliwe stawało się możliwe. Tym dniem były jej urodziny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Zalewałem kawę kiedy do kuchni weszłam Lucy. Była ubrana w niebieską sukienkę na ramiączka sięgającą jej do kolan. Była pełna życia, wesoła.
- Ohayo Laxus – przywitała się sięgając po kubek
- Ohayo. Hope jeszcze śpi.
Zastanowiła się chwilę, a następnie spojrzała przez okno.
- Od dobrych kilku godzin jest na zewnątrz.
- Co???
Zmrużyła oczy i spojrzała na mnie.
- Czy ty w ogóle wiesz jaki jest dzisiaj dzień?
- Niedziela.
- Eh, tak jak myślałam. Dzisiaj są jej urodziny.
Upuściłem kubek. Jak mogłem o tym zapomnieć?
Skierowałem się w stronę drzwi. Muszę kupić jej prezent.
- Powiadom Mirę, żeby przygotowała przyjęcie na 17. W tedy przyprowadzę Hope.
Było to ostatnie co usłyszałem za nim drzwi się zamknęły. Ciekawe co ona teraz robi. Poszedłem najpierw do gildii. Białowłosa jak zwykle stała za barem.
- Mira mogłabyś zająć się przyjęciem urodzinowym dla Hope na 17?
Najpierw zdziwiła się  moją prośbą, ale po chwili uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju.
- Hai.
Od razu po usłyszeniu odpowiedzi wyszedłem. Nie chciałem zostać wciągnięty w przygotowania. Musiałem znaleźć prezent. Tylko co mogę jej kupić? Ubranie i buty odpadają. Nie znam przecież rozmiaru. Może biżuteria… Udałem się w stronę centrum. Stało tam wiele sklepów jubilerskich. Wchodziłem do każdego z nich. Patrzyłem na wystawy. Nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Dochodziła 15. Powoli kończył mi się czas. Chciałem dać jej coś wyjątkowego. Mimo, że była moją przyjaciółką ja czułem do niej coś więcej. To już ostatni. Rozejrzałem się. Mój wzrok padł na pewien przedmiot. Idealny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leciał już dobre parę godzin. Robiłam pętle, gdy spostrzegłam, że ktoś mnie obserwuje. Przyjrzałam się dokładnie i od razu uśmiechnęłam. Poleciałam szybko w jej stronę i ją przytuliłam przy okazji przewracając.
- Lu-chan.
Hope, mogłabyś ze mnie zejść. Miażdżysz mnie.
- Gomene – wstałam i uśmiechnęłam się niewinnie
- Na co masz dzisiaj ochotę?
- Hm… Może polatamy?
- Przecież wiesz, że nie umiem.
Uśmiechnęłam się chytrze. Złapałam Lucy i wzleciałam. Na początku nie była z tego zadowolona. Latałyśmy około godziny nad Magnolią i okolicą. Widoki były przepiękne. Wylądowałyśmy koło domu Laxusa. Kocham go, ale boję się mu o tym powiedzieć. Była 15. Udałyśmy się do parku. Wspominałyśmy przygody, które przeżyłyśmy, trudności, które pokonałyśmy. Czas mijał szybko. Dochodziła powoli 17. Uznałyśmy, że warto dzisiaj odwiedzić gildie. Otworzyłam drzwi.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! – usłyszałam i wszyscy rzucili się na mnie z życzenia.
Sala była ozdobiona balonami i serpentynami. Nad sceną wisiał napis WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO HOPE. Byłam wzruszona. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy szczęścia. Dostałam mnóstwo prezentów. Od każdego członka gildii. Od Natsu dostałam słuchawki, od Happiego rybkę. Grey podarował mi kolczyki z lodu w kształcie znaku Fairy Tail, a Erza miecz. Lucy dała mi prezent przedostania. Była to lakryma, na której zostały nagrane wszystkie nasze przygody, uroczystości, imprezy. Ostatnią osobą był Laxus. Podał mi pudełeczko. Otworzyłam je. Był w nim naszyjnik w kształcie błyskawicy z wygrawerowanym moim imieniem. Dookoła niego przechodziły złote błyskawice. Pocałowałam Laxusa w policzek na co spalił buraka.
- Dziękuję – szepnęłam
- ZACZYNAMY IMPREZĘ – krzyknął mistrz
Zaczęła grać muzyka. Od razu zostałam porwana przez dziewczyny. Miały do mnie wiele pytań odnośnie Laxusa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hope została zabrana przez dziewczyny. Jedyna, która była dalej od niej była Lucy. Blondyn przeszedł obok niej i szepnął tak żeby tylko ona mogła go usłyszeć.
- Powiedz Hope, żeby wyszła za gildię.
Laxus zniknął za drzwiami, a blondynka poszła do swojej przyjaciółki. Złapała ją za rękę.
- Zabieram ją na chwile – powiedziała i pociągnęła przyjaciółkę
Gdy znalazły się na zewnątrz Lucy kazała Hope pójść za gildie mówiąc, że czeka na nią tam niespodzianka. Różowowłosa zrobiła tak jak powiedziała jej przyjaciółka. Za gildią stało tylko pojedyncze, duże drzewo. Stanęła przed nim, a po chwili poczuła silne ramiona, które ją obejmowały. Wiedziała kto to był.
- Laxus… - szepnęła
Odwrócił ją w swoją stronę i spojrzał w oczy.
- Kocham cię Hope.
Chciała to usłyszeć od tak dawna i wreszcie doczekała tej chwili.
- Ja ciebie też kochał, Laxus.
Ich usta złączyły się na początku w delikatnym, a następnie namiętnym pocałunku. To wszystko obserwowała Lucy z ukrycia. No nareszcie. Pomyślała widząc jak jej przyjaciele są szczęśliwi. Wróciła na imprezę zostawiając ich samych.~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że one shot wam się spodobał i spełniłam oczekiwania zarówno zamawiającej jak i reszty czytelników.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 10


Leżałam. Było około południa, ale nie miałam siły wstać. Wszystko mnie bolało. Hope pytała się mnie czy wszystko w porządku. Ja ciągle odpowiadałam, że tak i, że jak chce to może iść z Laxusem.  Ostatecznie poszła, ale za nim wyszła poprosiłam ją, żeby przyprowadziła Layle. Zostałam sama. Przekręciłam się na łóżku i syknęłam z bólu. Już nigdy nie będę tak lekkomyślna. Zaczęłam myśleć o przeszłości. O moich przyjaciołach, którzy nie żyją. Do oczy napłynęły mi łzy. Przecież mieliśmy być zawsze razem. Przypomniały mi się wspólne misje, imprezy. Potrafiliśmy nieźle zabalować. Ktoś zapukał do drzwi. Po zapachu rozpoznałam, że to Layla. Powoli wstałam i poszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam od razu rzuciła się na mnie i mnie przytuliła. Mimo bólu odwzajemniłam uścisk.
- Już dobrze – pogłaskałam ją po głowie tak jak podczas pierwszego spotkania
- Ja tęskniłam oka-san. ( nie wiem czy dobrze to napisałam)
Zdziwiłam się na początku, ale po chwili się uśmiechnęłam.
- Nie martw się. Nie zostawię cię.
Zaprowadziłam ją do kuchni i powiedziałam, żeby chwile zaczekała. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam szukać. Gdzie on jest? Przecież dopiero co go gdzieś tu widziałam. Po chwili udało mi się znaleźć pudełko. Zajrzałam do środka by upewnić się, że to jest to czego szukałam. Wróciłam do Layli razem z pudełkiem.
- Mam coś dla ciebie. – wręczyłam jej pudełko – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Otworzyła je, a jej oczy powiększyły się dwukrotnie. Wyjęła naszyjnik i położyła go sobie na ręce. Rzuciła się na mnie prawie mnie przewracając.
- Arigato
- Nie ma za co – odpowiedziałam gdy już mnie puściła – Daj założę ci go
Po chwili na szyi dziewczyny na łańcuszku widniała biała gwiazda.
- Jesteś głodna? – zapytałam. Skinęła mi w odpowiedzi.
Przeszukałam kuchnię w poszukiwaniu składników. Ostatecznie zdecydowałam się na naleśniki. Wstawiłam także wodę na kawę. Bez odpowiedniej dawki kofeiny nie potrafię odpowiednio funkcjonować. Piętnaście minut i wszystko było gotowe. Nakryłam do stołu i usiadłam naprzeciwko Layli. Nie spieszyłyśmy się z jedzeniem. Rozmawiałyśmy śmiałyśmy się.
- Mamo, idziesz na dzisiejszy bal?
- Raczej nie.
- Ale dlaczego?
- Nikt mnie nie zaprosił, a oprócz tego nie mam się w co ubrać.
Wstała od stołu.
- Zaczekaj chwile.
Wybiegła zanim zdążyłam odpowiedzieć. Zanim wróciła zdążyłam posprzątać. Nie przyszła jednak sama. Była z Hope.
- No to czas na zakupy. – powiedziała kotka z wrednym uśmieszkiem
Nie wróżył on nic dobrego. Jednak zanim się zorientowałam byłam ciągnięta w stronę sklepów. Nie było sensu się sprzeciwiać i tak bym nic nie wskórała. Chodziłyśmy chyba z dwie godziny i nic dla mnie znalazłyśmy. Hope i Layla znalazły swoje kreacje ja jeszcze nie. Kotka kupiła czarną, a Layla białą sukienkę.


(wiem, że są piksele)
Wchodziłyśmy już do ostatniego sklepu. Nareszcie. Spędziłyśmy w nim chyba z godzinę. Ciągle musiałam przymierzać sukienki. Będę miała koszmary. Znalazłyśmy nie wiem jak, ale znalazłyśmy dla mnie sukienkę.

No i nie mam już wymówki. Będę musiała pójść. Było około 18. Bal zaczynał się za godzinę. Wróciłyśmy do domu Laxusa, żeby się przygotować. Wezwałam Cancera, żeby zrobiła nam fryzury. Następnie zrobiłyśmy sobie nawzajem makijaż. Hope wpadła na pomysł, żeby towarzyszył mi Leo. Jej towarzyszył Laxus. I o dziwo miał na sobie garnitur. Tego się po nim nie spodziewałam. Gwiezdny duch nie miał nic przeciwko byciu moim partnerem. Ruszyliśmy wstanę gildii. Layla weszła jako pierwsza, następnie ja i Leo, a na końcu Laxus z Hope. Wzrok wszystkich skierował się w naszą stronę. Byli olśnieni widokiem mnie i Hope i mega zdziwieni widokiem Laxusa w garniturze. Mistrz widząc, że są już wszyscy rozpoczął imprezę. Wszyscy świetnie się bawili. Mimo, że przyszłam z Leo to prawie nie miałam możliwości zatańczenia z nim. Ciągle ktoś prosił mnie do tańca. Jednak miało to swoje plusy. Natsu nie miał jak do mnie podejść, więc póki co mogłam unikać naszej rozmowy. Zmęczona udałam się w stronę Cany. Zostało mi już tylko się upić. Brązowowłosa była zadowolona wreszcie ktoś z kto był wstanie dać jej radę. Piłyśmy z 3 godziny. Już lekko podchmielona uznałam, że nie będę już dłużej tego ciągnąć. Byłam zmęczona. Chwiejąc się udałam się w kierunku drzwi. Gdy wyszłam na zewnątrz owiał mnie chłodny wiatr. Zaczęłam kierować się w stronę domu Laxusa. Po kilku minutach marszu poczułam znajomy zapach w pobliżu. Odwróciłam się. Za mną stał Natsu.
- Możemy porozmawiać? - zapytał
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. W pobliżu był park, więc udaliśmy się w jego stronę. Usiedliśmy na ławcę. Żadne z nas nie wiedziało jak zacząć. Siedzieliśmy tak kilka minut.
- Lucy, jeśli chodzi o wczoraj ja… - zaczął jednak mu przerwałam
- Zapomnijmy o tym.
- Dobrze.
Znowu zapadła głucha cisza. Wstałam. On zrobił to samo. Odwróciła się w jego stronę i wyciągnęłam rękę w jego stronę.
- Zacznijmy od początku. – uśmiechnęłam się – Jestem Lucy.
Uścisnął moją dłoń.
- Natsu.
- Miło mi ciebie poznać. Mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Natsu odprowadził mnie i poszedł do siebie. Ja od razu ległam na łóżko i zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I kolejny rozdział za mną. Za błędy przepraszam. Nie miałam czasu sprawdzić. Jutro najpóźniej w niedzielę pierwszy paring. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.

Konkurs

Postanowiłam urządzić taki mały i łatwy konkurs (chyba łatwy).
Nagrodą będzie:
a) wystąpienie w rozdziale (szczegóły waszej postaci ustalone będą wspólnie)
lub
b) one shot, paring zwycięzca + ulubiona postać z FT (one shot będzie 1-3 partowy)
Nagrodę wybiera zwycięzca.
A pytanie to:
Jak wyobrażasz sobie mnie w rzeczywistości? (wygląd, sposób ubierania+ewentualnie charakter)

Zwycięzcą zostanie osoba, która będzie najbliżej prawdy. Wynik zostanie ogłoszony 30 marca o 20.00.
P.S Ani- chan nie możesz brać udziału, bo to by było nie fair. Znasz mnie, więc wiesz jak wyglądam i jaka jestem.
Mam nadzieję, że ktoś się tym zainteresuje.
Rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 9


- Nienawidzę cię Igneel! Nienawidzę! – krzyknęłam i skamieniałam.
Wszyscy wpatrywali się w mnie oszołomieni, a najbardziej Natsu. Zasłoniłam usta dłonią. Podleciała do mnie Hope.
- O oł – powiedziała.
Spojrzałam na Laxusa, ale on nic. Patrzył na mnie tak jak inni. Nic dziwnego przecież zawsze mu mówiłam, że Igneel jest moją rodziną i jak bardzo mi na nim zależy, a tu nagle krzyczę, że go nienawidzę. Poczułam ucisk w sercu. Ból przeszył całe moje ciało. Upadłam na kolana. Znałam to uczucie. Moment, w którym tracę kontrole. Kiedy moja mroczna część się budzi. Revenge… Kolejny ból. Nie teraz. Nie mogę teraz stracić kontroli.
- Nie uda ci się. Zawsze ulegasz.
Nie tym razem. Nie mogę przy nich. Oni nie mogą wiedzieć. Zebrałam całą swoją magię. Skoro nie ma Igneela sama muszę sobie poradzić. Starałam się uśpić i okiełznać mrok. Ale nie udawało mi się. Ból się wzmagał.
- Jesteś za słaba.
Krzyknęła z powodu kolejnej fali bólu. Nie wygrasz. Nie mogę na to pozwolić. Użyłam całej swojej mocy, aby odzyskać całkowitą kontrolę. Skupiłam się z całych sił. Starał się przypomnieć sobie same szczęśliwe chwile. Ucisk zaczął powoli ustawać, a ja mogłam znowu oddychać. Wzięłam głęboki wdech. To jest o wiele trudniejsze niż myślałam. Próbowałam wstać, ale straciłam równowagę. Przed upadkiem uratował mnie Laxus. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co to było?
- Efekt uboczny nadużycia mocy. – skłamałam
Nie uwierzył mi, ale o nic nie pytał.  Pomógł mi usiąść na krześle. Po chwili przyniósł mi szklankę wody. Upiłam łyk. Wszyscy czekali na jakieś wyjaśnienie. Mogłabym zawsze wymyślić jakieś kłamstwo, ale jaki by to miało sens? Kiedyś i tak dowiedzieli by się prawdy. Upiłam kolejny łyk i westchnęłam. Spuściłam głowę i zaczęłam:
- Nie wszyscy o tym wiedzą, ale jestem Gwiezdną Smoczą Zabójczynią. Po śmierci rodziców wychowywał mnie smok, który został zabity.
Wzięłam głęboki oddech.
- Tego dnia miał nas odwiedzić Igneel. Gdy przyleciał, płakałam nad jej ciałem. Zabrał mnie ze sobą i wychowywał do momentu kiedy zniknął. Znałam Natsu już jako dziecko chociaż on nie znał mnie. Nie byłam wstanie zasną, bo ciągle widziałam krew. W nocy Igneel mnie szkolił, uczył. Podczas dnia obserwował go i Natsu. 7 lipca X777 tuż przed tym jak odleciał powiedział mi, że na razie musi odejść, ale że wróci zanim zdążę zauważyć, że go nie ma. Wtedy udałam się do rady. Po drodze znalazłam Hope. Trenowałam i walczyłam dla Rady razem z Mią, Lisą i Hiro. Po wypadku dołączyłam do was. Do Fairy Tail.
Wstałam i udałam się w stronę drzwi. Nie uszłam nawet kilku kroków, a Natsu zagrodził mi przejście.
- Dlaczego go nienawidzisz? – zapytał
- To jest już moja sprawa, ale nie martw się nie zamierzam go zabić.
Minęłam go i wyszłam. Nie miałam określonego celu. Szłam przed siebie. Dlaczego życie Ne może być prostsze? Słońce dopiero co zaszło, ale widać już było pierwsze gwiazdy na niebie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie wiedząc kiedy dotarłam do katedry Caldia. Użyłam swojej magii, żeby znaleźć się na szczycie. Gdy stanęłam na czubku wieży, wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam wchłaniać magię. Musiałam się zregenerować. Najpierw nadużyłam mocy podczas walki, później użyłam jej do odegnania mroku. Byłam już naprawdę zmęczona. Jeszcze to co wydarzyło się w gildii. Powinnam w ogóle tam wracać? Może powinnam odejść. Pójść sama własną drogą smutku i cierpienia. Byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyłam, że jestem nie jestem już sama.
- Nie planujesz popełnić samobójstwa, prawda? – zapytał
Odwróciłam się i uśmiechnęłam się delikatnie do Natsu.
- Nie tym razem.
- Wiedziałem, że jednak pamiętasz.
Odwróciłam się do niego tyłem i zamknęłam oczy.
- Mylisz się. Pamiętam tylko urywki. Ostatnie wspomnienie z tamtego wieczoru to moment kiedy Akima mnie atakuje. Później już nic nie pamiętam. Teraz już wiem dlaczego żyję.
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Poczułam przyjemne ciepło. Czułam się bezpieczna. Otworzyłam oczy, gdy poczułam jego usta na swojej szyi.
Odsunęłam się od niego.
- Muszę iść. Jest już późno.
Zeskoczyłam na ziemię i pobiegłam w stronę domu Laxusa. Natsu mnie wołał, ale nie reagowałam biegłam przed siebie. Nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości, bo mogłaby ona mnie zniszczyć. Dotarłam do domu blondyna lekko zmęczona. Otworzyłam drzwi i ruszyłam do swojego pokoju. Gdy się w nim znalazłam rzuciłam się na łóżko. Z twarzą w poduszce krzyknęłam na cały głos.  Mimo iż wszyscy uważali mnie za silną, w rzeczywistości było wręcz na odwrót. Byłam słaba. Nie byłam wstanie kierować własnym losem. Własnym życiem i szczęściem. Chciałam to zmienić, ale jak? Jak zmienić ból, który znajduje się w sercu? Nie da się. Można go jedynie zamaskować. Jednak nie mogę stać w miejscu. Muszę iść dalej, nie zważając na to co przyniesie przyszłość. Stanę się silniejsza, żeby ochronić tych których kocham. Nie stracę już nikogo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział pojawił się o wiele szybciej. Miałam dzisiaj duży przypływ weny. Jest trochę krótszy od pozostałych i cały pisany z perspekywy Lucy. Mam nadzieję, że się wam spodobał. Następny najprawdopodobniej w weekend. Może nawet wcześniej :)

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 8

Nie wierzę! Oni naprawdę napisali że nasz "egzamin był uproszczony" i że przez "swój brak współpracy doprowadzili do śmierci trzech członków zespołu, a nieudolność pozostałych dwóch doprowadziła do przegranej" Chciałabym ich zniszczyć za to, że niszczą pamięć o moich przyjaciołach! Jak mogą? Służyliśmy im tyle lat! Jak psy! Traktowali nas jak psy! Cała kipiałam ze złości. Gromowładni Bogowie, żeby nie narazić się na mój gniew, oddalili się. Hope też pałała optymizmem. Tylko Laxus miał w miarę dobry humor. Co on znowu kombinuje? Mimo późnej godziny ulice tętniły życiem. Pewien lekki błysk zwrócił moją uwagę. Spojrzałam w jego stronę. Była to wystawa sklepu jubilerskiego, a przedmiotem, który zwrócił moją uwagę był naszyjnik z białą gwiazdą. Śliczny. Moje mroczne myśli wyparowały. Patrząc na ten przedmiot czułam się jak zahipnotyzowana. Poszłam do tego sklepu i od razu go kupiłam. Nie był wcale taki drogi. Layla będzie zadowolona. Nucąc melodie wróciłam do reszty. 
*****
Co się dzieje z Lucy? Nigdy się tak nie zachowywała. Hope martwiła się zachowaniem Lucy. Przecież dopiero co była wściekła. Mimo iż była jej najlepszą przyjaciółko nie znała prawdy o tym co blondynka nosiła w sercu. O tym co narodziło się w niej 9 lat temu. W dniu śmierci Safiry
*****
Blondynka podbiegła do Smoczycy i ją przytuliła.
- Mamo nie odchodź. Proszę nie zostawiaj mnie. – zalewała się łzami – Safiro…
- Płacz nie przywróci jej życia, a jedynie pogłębi żal i ból po stracie kogoś bliskiego - odezwał się głos za mną 
Odwróciła się w jego stronę.
- Igneel... 
Jej oczy były koloru czerwieni, a na ustach pojawił się wredny uśmieszek.
- Lucy? – zapytał niepewnie czerwony smok
- Nie jestem Lucy. Ona umarła razem z Safirą. Nie zniosła cierpienia po kolejnej stracie. Tamta wesoła dziewczynka nie żyje.
- Lucy przestań.
Zaśmiała się psychicznie.
- Mówiłam ci. Nie jestem Lucy. Jestem Revenge. Zniszczę wszystkich, którzy sprawili ból Lucy.
Blondynka powoli wstała. Jej strój z błękitnej sukienki zmienił się na czarne szorty i czarną koszulę na ramiączka. Na plecach pojawił się kołczan ze złotymi strzałami, a w ręku złoty łuk. Smok nie mógł w to uwierzyć. Lucy taka nie była.
- Wujku Igneel pobawmy się.
- Jestem zmęczony.
- Proszę. Ostatni raz. Zabierz mnie na przejażdżkę.  Proooooszę.
- Zgoda. Ostatni raz, a później pozwolisz mi odpocząć.
- Hai. – dziewczynka wskoczyła na smoka i po chwili znaleźli się w przestworzach.
Nadal pamiętał tamten uśmiech. Tamtą wesołą i dziecinną Lucy. Nie mógł pozwolić jej się zatracić. Blondynka szykowała się do odejścia. On jednak zagrodził jej drogę.
- Odsuń się – warknęła
Smok nie posłuchał jej tylko ryknął. Dziewczynka nie zdążyła tego uniknąć. Poleciała kilka metrów w tył i upadła. Jej stój znowu się zmienił. Z powrotem miał sukienkę. Jej oczy także stały się na powrót czekoladowe, ale nie były już takie radosne jak kiedyś, stały się matowe, neutralne. Zaszkliły się.
-Igneel, przepraszam.
- Już dobrze. – podszedł do niej, a ona się w niego wtuliła – nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Od teraz będę się tobą opiekował. Nie stracisz już kontroli.
- Hai.
Od tamtej pory Lucy stała się „równowagą”. Lecz co pewien czas stawała się na powrót wesoła i dziecinna jak za życia Safiry, albo stawała się Revenge – osobą bez uczuć, żądną zemsty. Wiedział o tym tylko Igneel. I tak miało zostać.
*****
Już od kilku godzin błądziliśmy bez celu po lesie. Ile można szukać piętnastometrowego potwora. Przecież nie mógł schować się za jakimś drzewem. Ta misja coraz bardziej mnie irytowała. Stworzyłam kilka złotych kuli i zaczęłam nimi żonglować.
- Nudzi mi się – narzekałam – długo będziemy musieli jeszcze tak chodzić?
- Dopóki go nie znajdziemy- rzuciła krótko Laxus
Od niego wsparcia raczej nie dostane. Znudzona żonglowaniem rzuciłam kule w niebo by po chwili zniknęły. Nagle rozległ się ryk.
- No nareszcie.
Pobiegłam w jego stronę. Reszta ruszyła za mną, ale nie była wstanie mnie dogonić. Godziny treningów, gdy wykonywałam polecenia Rady dawały po sobie znać. Szybko znalazłam się przed naszym przeciwnikiem. Miejscowi chyba mają problemy ze wzrokiem. On ma z 10 metrów, a nie 15. Ruszyłam do ataku.
- Pięść Gwiezdnego…
Nie dokończyłam bo zostałam odrzucona w tył. Wrednie się uśmiechnęłam. Tak chcesz się bawić? Ciekawe co powiesz na to.
- Sekretna Smocza technika: Taniec Gwiazd
- Lucy nie! – krzyknęła Hope było jednak za późno
Wokół mnie pojawiły się tysiące gwiazd. Zaczęły mnie unosić ku niebu. Moje ciało pokryło się  złotymi runami. Efekt Smoczej Mocy. Poczułam ucisk w sercu jednak nie mogłam się wycofać. Było już za późno. Gwizdy zawirowały i zaatakowały bestie. Eksplodowała światło i mnie odrzuciło. Upadłam na ziemię kilkadziesiąt metrów dalej. Mimo iż tego nie widział byłam pewna, że go pokonałam. Powoli wstałam. Ból był nie do zniesienia. Nie powinnam używać tej mocy. Igneel mnie przecież ostrzegał. Rozejrzałam się. Byłam na polanie. Bardzo znajomej polanie. Nagle mnie olśniło. Moje oczy się rozszerzyły i stały się matowe po policzkach zaczęły spływać łzy. Upadłam na kolana i złapałam się za głowę.
- Nie chcę tu być. – szepnęłam – NIE CHCĘ! NIE CHCĘ!
Poczułam obejmujące mnie ramiona i po chwili zapadła ciemność
*****
Leciałam. Wokół mnie była ciemność. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam światło. Podleciałam w jego stronę, a gdy go tylko dotknęłam rozbłysło, a ja znalazłam się na polanie. Było ciemno, ale dostrzegałam wszystko. Widział Safirę i Igneela. Co oni tutaj robią? Podeszłam bliżej.
- Igneel zaopiekuj się Lucy, dobrze?
- Ale dlaczego?
- O świcie przyjdzie Hades. Nie pokonam go. Jestem już za słaba.
- Pomogę ci. Razem będziemy walczyć.
- Nie. Mój czas już nadszedł. Trzeba się z tym pogodzić. Przyleć godzinę po świcie, żeby zabrać Lucy.
- Ale… dobrze, zaopiekuje się Lucy
- Igneel, nie! Co ty wyprawiasz! Nie możesz się na to zgodzić! Nie możesz! – krzyczałam.
On mnie jednak nie słyszał. Nie mógł. Znów rozbłysło światło, a ja znalazłam się w jaskini przed czerwonym smokiem. Moje oczy wyrażały gniew.
- Jak mogłeś Igneel!? Jak mogłeś jej na to pozwolić!
- Prosiła mnie o to.
- To nie jest wytłumaczenie.
- Lucy…
Rozbłysło światło.
- Nienawidzę cię Igneel, nienawidzę. – krzyknęłam
*****
- NIE CHCĘ! NIE CHCĘ! – krzyczała blondynka zanim straciła przytomność.
Laxus wziął ją na ręce.
- Hope wiesz o co chodzi?
Kotka zaprzeczyła głową. Policzki miała mokre od łez.
- Powinniśmy jak najszybciej zabrać ją do gildii. Pociągiem będzie za wolno. Więc wy – zwrócił się do Raijinshu – weźmiecie bagaże i wrócicie pociągiem. Ja z pomocą Hope przemieszczę się do Magnolii trochę inaczej.
Nikt się nie sprzeciwiał. Blondyn razem z Lucy i Hope po chwili znalazł się tuż przed gildią. Otworzył drzwi. Oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę. Salamander od razu do nich podbiegł.
- Co się stało? – spytał widząc, że Lucy ma poszarpane ubrania i  jest poparzona.
- Nadużyła magii. – odpowiedział i posadził blondynkę na krześle – Wendy? Mogłabyś?
- Hai Laxus-san.
Po chwili oparzenia zniknęły. Wendy odsunęła się. Blondynka zerwała się na równe nogi.
- Nienawidzę cię Igneel! Nienawidzę! – krzyknęła i skamieniała.
Wszyscy wpatrywali się w nią oszołomieni, a najbardziej Natsu. Zasłoniła usta dłonią. Podleciała do niej Hope.

- O oł – powiedziała.
~*~
Skończyłam. Rozdział powstał chociaż nie taki jak chciałam, ale no cóż tak to już jest.
Zmiana nastroju Lucy, gdy zobaczyła naszyjnik. Ja na jej miejscu zareagowałabym podobnie. Nic nie poradzę, że kocham biżuterie. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. A, bo bym zapomniała. Dziękuję Ani - chan za zmotywowanie mnie do pisania.

poniedziałek, 4 marca 2013

Wiadomość

Gomene. Rozdział miał się pojawić w minioną niedzielę, ale niestety nie miałam czasu. 3 sprawdziany, 2 kartkówki i 2 poprawy to dla mnie za dużo. Po prostu się nie wyrobiłam. Naszczęście w następnym tygodniu nie mam póki co żadnych sprawdzianów, więc w weekend pojawi się kolejny rozdział i możliwe, że pierwszy paring. :) Jeszcze raz gomene.