piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 20

- Kim one były i dlaczego Lucy tak ochoczo z nimi poszła? - zapytał Natsu - Hope, znasz je?
Kotka zastanowiła się chwile.
- Nigdy ich nie widziałam.
- Więc skąd Lucy je zna?
- Lu-chan często wymykała się z Rady i znikała na kilka dni, więc może wtedy je poznała.
Każdy zastanawiał się skąd Lucy zna tamte dziewczyny. Też byłem tego ciekawy, ale skoro Lucy nic o tym nie mówiła to musiała mieć jakiś ważny powód. Zawsze jakiś miała. Ukrywała przed wszystkimi swoje prawdziwe uczucia. Udawała, że wszystko jest w porządku nawet gdy tak nie było. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Layli, gdy ją znalazłem od razu do niej podszedłem. Położyłem jej rękę na ramieniu i od razu odwróciła się.
- Idziemy - zapytałem
- Hai
Odeszliśmy od grupy magów i skierowaliśmy się w stronę centrum.
- Ale proszę pana, nasz dom jest w drugą stronę.
- Z tego co pamiętam to Lucy wspomniała, że nie jest jeszcze wyposażony...
- Tak, ale...
- Nie martw się kupimy tylko łóżka, w końcu trzeba na czymś spać.
Bez większych sprzeciwów ruszyliśmy do sklepu z meblami. Nie było zbyt dużego ruchy, więc szybko się uwinęliśmy. Po dosyć długich namowach kupione zostały także: szafa, toaletka i stolik nocny dla Layli. Zapłaciłem za wszystko i skierowaliśmy się do domu. Firma miała nam wszystko przywieść. Gdy dotarliśmy na miejsce już na nas czekali. Z ich pomocą zanieśliśmy wszystkie meble do odpowiednich pokoi. Kilkanaście minut później siedzieliśmy na podłodze w salonie.
- To był długi dzień, prawda? - zapytałem
Dziewczynka tylko skinęła głową. Przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu.
- Długo znasz mamę?
- Masz na myśli Lucy? - pokiwała głową - Trochę czasu już minęło od naszego pierwszego spotkania. To było chyba z pięć lat temu... - uśmiechnąłem się na to wspomnienie
- Opowiesz mi jaka wtedy była?
- Zacznę może od początku, od pierwszego spotkania...
Blondwłosa dziewczynka szła razem ze swoją drużyną w stronę budynku Rady. Wracali z jednej ze swoich misji. Gdy dotarli na miejsce zobaczyli, że obok siwowłosego członka rady stoi młody niebieskowłosy chłopak. Gdy tylko Org ich dostrzegł jego twarz przybrała surowy wyraz.
- Dlaczego zajęło wam to tak dużo czasu? To była łatwa misja.
Lucy nie była zadowolona z jego tonu. To była łatwa misja. Przedrzeźniała go w głowie. Już otwierała usta by "grzecznie" odpowiedzieć, gdy uprzedziła ją Lisa.
- Chodzi o to, że skończyliśmy ją dosyć szybko, ale gdy odebraliśmy nagrodę zleceniodawca powiedział, że takie dzieci wracać nie powinny wracać po nocy. Gdy już udało nam się go przekonać, że nic nam się nie stanie, że sobie poradzimy okazało się, że jest już za późni i że pociąg już odjechał.
- Następnym razem, gdy będziecie mieli taki problem użyjcie siły, oczywiście pamiętajcie, że należy zachować umiar. - spojrzał wymownie na Lucy
- Hai, Org-sama - odpowiedzieli razem
- A teraz przedstawię wam waszego nauczyciela...
- Ale my już mamy nauczyciela.
- Nie przerywaj mi Lucy. Doranbolt ma za dużo spraw na głowie, żeby was niańczyć. Od teraz to Siergrain będzie waszym nauczycielem. Macie wykonywać wszystkie jego polecenia. Zrozumiano?
- Ale... - Lucy próbowała się sprzeciwić
- Zrozumiano?
Wiedziała, że to nic nie da.
- Hai, Org - sama.
- Dobrze. Idźcie do swoich pokoi. Kolacja o tej co zwykle, wasz plan dnia się nie zmienia.
Niebieskowłosy odprowadzał wzrokiem blondynkę dopóki nie zniknęła za drzwiami.
- Kto to jest? - zapytał
- Lucy Heartfilia. Nasz najlepszy wojownik. Radze ci na nią uważać. O ile resztę uda ci się podporządkować, tak z nią będziesz miał sporo problemów.
- Mama na serio była taka nieznośna jak ci powiedziano, Siergrain-san?
- To mało powiedziane. Nigdy nie widziałem kogoś aż tak nieznośnego. Były z nią same problemy. Nie ważne co powiedziałem ona robiła na odwrót.
- Więc jak ci się udało z nią zaprzyjaźnić?
- To nie było takie proste. Była strasznie uparta...
Niebieskowłosy powoli wstał z łóżka. Eh... Kolejny dzień. Ona mnie kiedyś wykończy. Ubrałem się i poszłem na śniadanie. Wszyscy już tam byli. Wszyscy oprócz Lucy.
- Gdzie Lucy?
- Śpi.
Więcej już nie zadawał pytań. Było tak prawie codziennie. Lucy starała się jak najmniej z nim widywać. Nie rozumiał dlaczego, a gdy już się widywali na treningach rzucała jakieś kąśliwe komentarze i nie wykonywała poleceń. Skończyli śniadanie i poszli na trening. Minęła godzina, a Lucy nadal się nie pojawiła. Kazał im przebiec 100 okrążeń i wyszedł. Gdy dotarł pod drzwi jej pokoju zapukał. Nikt mu nie odpowiedział, więc uchylił drzwi. Zobaczył ją. Leżała na łóżku i płakała. Gdy zamykał drzwi odwróciła się. Widział jej oczy wyrażające ból i smutek. Zamiast wyjść podszedł do niej ją przytulił. Nie wiedział dlaczego to robi. Poczuł jej ramiona obejmujące go. Długo płakała, gdy się już uspokoiła odepchnęła mnie i znowu przybrała ten swój wyraz twarzy mówiący, że go tu nie chce. Wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Dzisiaj ci odpuszczę, ale jutro masz być na treningu.
I wyszedł.
- Po tym nadal nie pozwalała się do siebie zbliżyć, ale z czasem zaczynała się powoli otwierać. Zaczynała mi ufać, a ja starałem się robić wszystko, żeby tego zaufania nie stracić.
- A wiesz dlaczego tak cię nie lubiła?
- Nie.
- Nie ciekawiło cię to?
- Może trochę, ale to nie istotne.
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła już 23.
- Czas spać.
- Ale...
- Na dzisiaj koniec. Zanim Lucy wróci zdążę ci wszystko opowiedzieć, a teraz do łóżka.
- Hai.
Jest bardzo podobna do ciebie. Uśmiechnąłem się i poszedłem do sypialni.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszystko mnie bolało. Dawno już nie toczyłam tylu walk z tak dobrymi przeciwnikami. Yu i Ani też walczyły. Jeden dzień lotu, a teraz jeden dzień ciągłych walk.
- Mówiłaś chyba, że wrócimy za dwa, trzy dni. Minęły już dwa, a my jeszcze nie dotarłyśmy do celu.
- O czym ty mówisz? Przecież jesteśmy na miejscu.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam dużą złotą bramę. Piękna. Były zdobione wieloma wzorami.
- Teraz czas na twoje zadanie.
Spojrzałam na nią nie rozumiejąc o co chodzi.
- Ta brama reaguje tylko na magów gwiezdnej energii.
- Czyli dlatego byłam wam potrzebna...
Podeszłam do bramy i ją dotknęłam. Od razu wyczułam moc tego miejsca. Była olbrzymia, wręcz przytłaczająca. Skupiłam się i pchnęłam wrota. Na początku stawiały opór, ale później zaczęły się powoli otwierać. Weszłyśmy do środka. Przed nami były trzy przejścia, każde miało inny symbol. Jakby to miejsce przygotowało się na nasze przyjście. Rozdzieliłyśmy się, każda poszła inną ścieżką. Nie wiem jak długo szłam. Nie czułam upływającego czasu. W końcu zobaczyłam niewielkie światełko. Zaczęłam biec w jego stronę. Dotarłam... na polanę. Przecież to niemożliwe. To jest przecież wnętrze góry, tym bardziej, że dookoła jest śnieg. To niemożliwe. Gdzie ja jestem?
- W mojej Świątyni .
Dopiero wtedy ją dostrzegłam. Była odwrócona do mnie bokiem. Długie srebrne włosy powiewały na wietrze, a brązowe oczy patrzyły smutno. Miała na sobie zwiewną białą sukienkę, a z pleców wyrazstały skrzydła.
- Kim ty jesteś?
- Unmei. Pani przeznaczenia. A ty pewnie jesteś Lucy Heartfilia. Dziedziczka rodu Heartfilia, córka Safiry, członkini gildii Fairy Tail. Mag gwiezdnej energii, a także smoczy zabójca.
- Skąd...
-... to wiem? - dokończyła za mnie - Nie słuchałaś mnie? To ja ustalam czyjeś przeznaczenie. Gdy ktoś się rodzi od razu decyduje o jego przeznaczeniu. Chociaż słowo decyduje to za dużo powiedziane.
- Jak to?
- Do każdej osoby jest przypisane kilka przyszłości, ja po prostu wybieram jedną z nich, ale dopóki nie wybiorę nie wiem co w nich jest. W dodatku dokonanego wyboru nie da się zmienić. Nawet jeśli dana osoba zna swoją przyszłość nie jest wstanie jej zmienić. Przepraszam cie. Przeze mnie doznałaś wielkiego cierpienia. 
- Nic się nie stało.
- Przyszłaś tutaj, żeby poznać odpowiedzi. Chcesz wiedzieć kim jest Smocza Córka, czym jest Złota Pełnia i co ma to wspólnego z tobą prawda.
- Tak.
- Zanim odpowiem ci na nie musisz pojąć znaczenie tego. Znaczenie decyzji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I 20 rozdziałów za mną. Zostało już kilka do końca. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. W krótce pojawi się kolejny. A na koniec zdjęcie Unmei:

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 19

Wszystko wróciło do normy. Gdy odzyskałam siły wszystko im opowiedziałam. O śmierci Safiry i jej skutkach oraz dlaczego Revenge tak nagle przejęła kontrole. Byłam pewna, że będę musiała odejść, ale nie. Pozwolili mi zostać. Wreszcie znalazłam dom do którego mogę wrócić.
Odłożyłam długopis i zamknęłam pamiętnik. Spojrzałam na kalendarz. Miesiąc, co? Mam wrażenie, że minął tylko dzień. Zaczęło wschodzić słońce. Wyskoczyłam przez okno i pobiegłam do katedry. Wskoczyłam na najwyższą wieże i usiadłam. Jedyne miejsce gdzie nikt nie mógł mi przeszkadzać. Położyłam się i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Cisza była przerywana tylko przez szum wiatru. Zamknęłam oczy. Nareszcie spokój. Żadnych pytań o moją przeszłość i moc. Powoli zasypiałam jednak ktoś postanowił mi przeszkodzić.
- Czego chcesz? -  zapytałam nie otwierając oczu.
- To chyba twoje.
Uchyliłam lekko oczy. Natsu trzyłam moją bransoletką, ale skąd... no racja, gdy uwalniałam Revenge, zdjęłam ją.
- Ostatnio sporo się działo i zapomniałem ci jej oddać.
- Nie chce jej.
- Ale wydawało mi się, że jest dla ciebie ważna.
- Kiedyś tak.
- Więc co się zmieniło?
Usiadł koło mnie i czekał na odpowiedź. Chyba jednak nie będę miała spokoju.
- Ja.
- To znaczy?
- Nie twoja sprawa.
- A właśnie, że moja.
-He?
- Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
Zrezygnowana usiadłam.
- Pamiętasz jak mówiłam, że nienawidzę Igneela? - pokiwał głową - Więc masz już odpowiedź.
- Czyli ta bransoletką...
- Tak. Dostałam ją od Igneela zanim odszedł. Wtedy nie znałam jeszcze prawdy...
- Czyli?
- Na to pytanie ci już nie odpowiem.
Wstałam i podeszłam na skraj wieży.
- Z bransoletką możesz zrobić co chcesz. Zatrzymać, wyrzucić, sprzedać, oddać komuś... Wszystko mi jedno.
Zeskoczyłam nawet nie czekając na odpowiedź. Dlaczego on musi się wtrącać w nie swoje sprawy? Czy nie może chociaż raz odpuścić? Nie chce go mieszać w sprawy, których nie rozumie. Nagle na kogoś wpadłam.
- Gomene - usłyszałam delikatny głosik
- Layla?
- Oka-san
Layla przytuliła mnie z całej siły.
- Layla, co ty tu robisz?
- No więc, gdy wstałam poszłam do twojego pokoju. Pomyślałam, że poszłybyśmy na spacer, ale nie było cię tam. Spytałam się Hope, ale ona powiedziała, że nic nie wie i że prawdopodobnie gdzieś wyszłaś, więc postanowiłam cię poszukać.
- Soka... To skoro już tu jesteśmy to może pójdziemy na zakupy? Ostatnio zaoszczędziłam dosyć sporo pieniędzy... No właśnie może poszukamy jakiegoś domu?
- Hai!
Ruszyłyśmy na poszukiwania. Chodziłyśmy taki kilka godzin, ale nie znalazłyśmy nic ciekawego.
- Dobra. Jeszcze jedno miejsce, jeśli i to okaże się porażką, pójdziemy na zakupy.
- Oki.
Gdy dotarłyśmy na miejsce aż zatrzymałam się z wrażenia.
(wyglądało to mniej więcej tak)
- Chodźmy zobaczyć wnętrze.
Dom miał 2 duże kuchnie, 4 łazienki i 10 sypialni. Oprócz tego salon i dwie duże sale nadające się do treningu.
- Bierzemy. Ile płace?
- Wątpie, żeby było panią na to stać.
- Ile?
- 1 milion klejnotów.
- Trochę sporo, ale to żaden problem.
- CO!? Stać panią?
- Oczywiście, że tak.
Wyjęłam woreczek i wręczyłam go sprzedawcy.
- Czy tyle wystarczy?
Zaczął liczyć. Specjalnie odłożyłam ten milion na zakup domu. W dodatku zostało mi jeszcze wystarczająco dużo, żeby go umeblować.
- Równy milion.
- A więc?
- Za chwile przyniose dokumenty.
Wyszedł z pomieszczenia.
- Ale po co nam taki duży dom?
- Mam dosyć sporo rzeczy, a oprócz tego przypomina mi dzieciństwo. Gdy byłam mała mieszkałam nawet w większej.
- Dobrze. Wystarczy, że podpisze pani tu i dom należy już do pani.
Przeczytałam dokładnie całą umowę. Lepiej upewnić się czy nie ma w niej żadnych haczyków i podpisałam. Po otrzymaniu kluczy, poszłyśmy do domu Laxusa po rzeczy. Musiałam spakować tylko siebie, bo walizek z rzeczami Lisy, Hiro i Mii nawet nie rozpakowywałam. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Wyniosłam wszystko przed dom i zaczękałam na Layle. Chwile później dołączyła do mnie.
- Ale jak my to wszystko zaniesiemy.
Zastanowiłam się. Między domem Laxusa, a naszym była dosyć spora odległość. Chodzenie w tą i z powrotem w ogóle się nie opłacało. Wyjęłam klucze i przyzwałam Virgo.
- Czy czas na kare, księżniczko?
- Nie. Chce żebyś pomogła nam zanieść te rzeczy do nowego domu.
- Oczywiście.
Gdy wszystkie rzeczy znalazły się na miejscu pozwoliłyśmy sobie na chwile odpoczynku.
- Jutro zakupimy wyposażenie nie mam już siły.
Zaczęło mi burczeć w brzuchu. W sumie nie tylko mi. Layla też była głodna.
- Chodźmy do gildii coś zjeść.
Była już 3. W gildii na pewno będzie sporo osób. Gdy doszliśmy na miejsce zauważyłam przez okno kawałek znajomej niebieskiej fryzury.
- Layla, idź przodem i nie mów, że też przyszłam.
Posłuchała się. Użyłam zaklęcia i gdy prawie zamknęła drzwi prześlizgnęłam się do środka. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Interesująca mnie osoba była odwrócona tyłem. Mam idealną okazje. Pobiegłam w jego stronę i wskoczyłam mu na plecy.
- Ohayo, sensei.
- Ohayo, Lucy.
- To wy się znacie!?
Zeszłam z niego.
- Oczywiście, że tak, przecież pracowałam dla rady. A tak w ogóle to co ty tu robisz? Jeśli chciałeś ze mną porozmawiać to mogłeś zadzwonić.
- Odeszłem z Rady i postanowiłem dołączyć do gildii.
- Soka. W takim razie musisz ze mną wypić.
- Ale...
Zaczęłam go ciągnąć w stronę baru przy którym siedziała już Layla.
- Żadnych ale.
Usiedliśmy. Layla zamówiła już dla mnie jedzenie więc ja poprosiłam o dwa mocne drinki.
- Gdzie teraz mieszkasz? - zapytałam
- Jeszcze niczego nie znalazłem.
- Możesz się zatrzymać u mnie. Nie mam póki co żadnych mebli, ale to nie powinien być problem.
- Dzięki.
Skończyłam jeść, gdy usłyszeliśmy krzyki. Od razu wybiegliśmy. Nad Magnolią coś latało. W pewnym momencie zaczęło lecieć w stronę gildii. Ten kształt jest dziwnie znajomy... Stworzenie wylądowało, a magowie ruszyli do ataku. Przecież to...
- Stójcie!
Wyprzedziłam ich i uniemożliwiłam przejście.
- Lucy, co ty wyprawiasz?
Już miałam odpowiedzieć, gdy coś na mnie wylądowało przewracając.
- Lu-chan, tęskniłam.
- Ani, Zejdź ze mnie.
Powoli wstałam i się odwróciłam.
- Yu, a ty się ze mną nie przywitasz?
Dziewczyna zeskoczyła i się do mnie przytuliła.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Nom.
- Lucy, co się tu dzieje?
- To są moje znajome, ale nie powinno was interesować jak się nazywają. Tak właściwie to co was tu sprowadza?
- Chcemy żebyś nam towarzyszyła w podróży, Lu - chan.
- A dokąd?
- Nie możemy ci powiedzieć, ale nie będziesz żałować. Oprócz tego otrzymasz odpowiedź na nurtujące cię pytania.
Zastanowiłam się chwile.
- Ile to potrwa?
- Dwa, trzy dni jeśli dobrze pójdzie. Ale najpóźniej powinnaś wrócić za tydzień.
- Siergrain, zaopiekujesz się Laylą?
- Hai.
- No to w drogę.
Wskoczyłyśmy na Valefora.
- Layla, gdy wróce pójdziemy na zakupy i będę cię ze sobą zabierać na każdą misję. Do zobaczenia.
Wzlecieliśmy w powietrze.
- Valefor, na Góre Przeznaczenia.
~~~~~~~~
No i kolejny rozdział gotowy. A teraz przedstawie wam wygląd kilku postaci, pojawiają się tylko w tym i w następnym rozdziale, a przynajmniej takie są plany, a więc:
Yu
Ani

Valefor
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 18

Zauważyłam, że reszta zbliża się do miejsca gdzie walczy Revenge. Musze odzyskać kontrolę i to szybko. Revenge! Koniec!
Nie myśl, że pozwole się tak łatwo uwięzić.
Skupiłam się z całej siły. Powoli zaczęło pojawiać wokół mnie światło. Jeszcze troche. Prawie mi się udało gdy otoczyła mnie ciemność.
Jesteś słaba. Teraz to ja mam kontrole.
Nie! Revenge pokonała smoka. Chwile później przybiegła reszta, a ja nic nie mogłam zrobić.
- Lucy! Dlaczego nas nie poinformowałaś, że znalazłaś smoki? - zapytał Grey - Pomoglibyśmy.
- Nie chciałam, żeby coś wam się stało.
Ona kłamie! Nie słuchajcie jej! To nie jestem ja!
Siedź cicho. I tak cię nie słyszą.
Revenge odwróciła się w ich stronę.
- Lucy co z twoimi oczami i wyglądem? - zapytał Erza
Ciekawe co teraz wymyślisz.
- To jest coś na zasadzie twojej podmiany. U niektórych smoczych zabójców, gdy zabiją smoka pojawia pewna umiejętność. Jest nią strój smoczego łowcy i to jest właśnie on.
- Soka. Powinniśmy już wracać.
- Hai.
Dlaczego jej wierzycie? To jest kłamstwo. Dlaczego tego nie widzicie!?
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lucy jakoś inaczej pachnie. Szedłem na samym końcu i myślałem. (Tak. Natsu myślał. Koniec świata. dop. aut.) Skoro to jest coś na zasadzie podmiany to powinna móc zmienić się z powrotem, więc dlaczego tego nie robi? I jeszcze ten łuk. To nie jest Lucy. Od tej osoby czuje tylko mrok. Ale skoro to nie Lucy to kim ona jest? Wygląda przecież jak Lucy. Musze porozmawiać o tym z dziadziusiem. Odebraliśmy nagrode i podzieliliśmy się nią. Następnie ruszyliśmy na stacje, gdzie chwile później siedzieliśmy już w przedziale. Gdy pociąg ruszył ja od razu pozieleniałem. Zanim Erza mnie uderzyła przez co straciłem przytomność, zdążyłem zauważyć, że Lucy siedzi jak gdyby nic jej niebyło, a przecież miała chorobe lokomocyjną tak samo jak ja. To nie jest Lucy... Gdy się ocknąłem byliśmy na miejscu. Od razu wybiegłem z pociągu i zacząłem całować ziemie. Usłyszałem jej śmiech. Śmiech Lucy był melodyjny i miły. W tym tego nie słyszałem. Ten był mroczny, przesiąknięty złem. Szybko wstałem i popędziłem w stronę gildii. Muszę jak najszybciej porozmawiać z dziadkiem.
- WRÓCIŁEM!
- Ohayo Natsu. - przywitała mnie Mira
Poszukałem dziadka, gdy tylko go zauważyłem od razu do niego podszedłem.
- Coś sie stało, Natsu?
- Możemy porozmawiać?
- Chodź do mojego gabinetu.
Weszliśmy schodami na górę i udaliśmy się do jego gabinetu.
- Więc? O co chodzi?
- O Lucy.
- Lucy?
- Od ukończenia misji jest jakaś inna.
- Co masz namyśli?
- Jej zapach jest inny niż wcześniej. Jej wygląd też się zmienił. To samo  charakter. W dodatku wokół niej jest jakaś dziwna mroczna aura.
- Hmm... Jak ona teraz wygląda?
- Ma czarne szorty i bluzke na ramiączka. Oprócz tego kołczan ze złotymi strzałami i złoty łuk, a no i nie można zapomnieć o tym, że jej oczy są teraz krwistoczerwone...
- Jakie są jej oczy!?
- Krwistoczerwone.
Dziadziuś zeskoczył z biurka i podszedł do regału z książkami.
- Miałem to gdzieś tu...
Nagle usłyszeliśmy wybuch. Szybko zbiegliśmy, żeby zobaczyć co się dzieje.
~~~~~~~
Natsu pobiegł przodem. Co za idiota. Jak mogłaś się w nim zakochać? Nikt mi nie odpowiedział. Teraz będziesz milczeć, co? Zresztą co za różnica. Doszliśmy do gildii. Co za żenada. Żeby dołączać do gildii będąc przeklętą. Od razu po przejściu przez drzwi oberwałam krzesłem. Tego już za wiele. Spojrzałam w stronę z której nadleciało krzesło. Oczy mi niebezpiecznie zabłysły, a  wręve pojawiła się czarna kula.
Revenge, nie!
Nie możesz mi już rozkazywać.
Rzuciłam kulą. Niestety zdążyli zrobić unik i trafiłam w ścią=anę powodując eksplozje. No to jeszcze raz. Tym razem stworzyłam kilka kul.
- Lucy! Co ty wyprawiasz!? - usłyszałam krzyk ze strony schodów.
Spojrzałam tam szyderczym wzrokiem. Był to Natsu. Pożegnaj się ze swoimi przyjaciółmi.
Revenge, nie! Proszę cię. Zostaw ich w spokoju!
Za późno.
Wystrzeliłam kule we wszystkie strony.
~~~~~~~~
Muszę ją powstrzymać. Muszę. Chciałem coś zrobić ale nie mogłem. Stałem tam jak posąg i przyglądałem się jak "ona" niszczy gildie. Igneel, co powinienem zrobić? Jak ją powstrzymać?
Musisz przywrócić mi uczucia.
Usłyszałem głos w głowie. Rozejrzałem się i dostrzegłem małą dziewczynkę.
Kim jesteś?
Lucy, a raczej dawną nią. Jeszcze przed śmiercią Safiry.
Nie rozumiem.
A więc zobacz.
Wokół mnie rozbłysło światło i po chwili znalazłem się na niewielkiej polanie. Jednak nie byłem na niej sam. Była tam też dziewczynka, którą spotkałem w gildii. Płakała.
 - Mamo nie odchodź. Proszę nie zostawiaj mnie. – zalewała się łzami – Safiro…
Więc to jest Lucy. Zobaczyłem jak na polanie wylądował drugi smok. Znałem go.
- Igneel!
Nie słyszał mnie.
- Płacz nie przywróci jej życia, a jedynie pogłębi żal i ból po stracie kogoś bliskiego - powiedział do Lucy
Odwróciła się w jego stronę.
- Igneel... 
Jej oczy były koloru czerwieni, a na ustach pojawił się wredny uśmieszek.
- Lucy? – zapytał niepewnie czerwony smok
- Nie jestem Lucy. Ona umarła razem z Safirą. Nie zniosła cierpienia po kolejnej stacie. Tamta wesoła dziewczynka nie żyje.
- Lucy przestań.
Zaśmiała się psychicznie.
- Mówiłam ci. Nie jestem Lucy. Jestem Revenge. Zniszczę wszystkich, którzy sprawili ból Lucy.
Patrzyłem na to w osłupieniu.
Blondynka powoli wstała. Jej strój z błękitnej sukienki zmienił się na czarne szorty i czarną koszulę na ramiączka. Na plecach pojawił się kołczan ze złotymi strzałami, a w ręku złoty łuk. Blondynka szykowała się do odejścia. Igneel jednak zagrodził jej drogę.
- Odsuń się – warknęła
Smok nie posłuchał jej tylko ryknął. Lucy nie zdążyła tego uniknąć. Poleciała kilka metrów w tył i upadła.
- Lucy!
Jej stój znowu się zmienił. Z powrotem miał sukienkę. Jej oczy także stały się na powrót czekoladowe, ale nie były już takie radosne jak kiedyś, stały się matowe, neutralne. Zaszkliły się.
-Igneel, przepraszam.
- Już dobrze. – podszedł do niej, a ona się w niego wtuliła – nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Od teraz będę się tobą opiekował. Nie stracisz już kontroli.
- Hai.
Znów rozbłysło światło, a ja wróciłem do gildii. Jednak nie było już małej Lucy. Została tylko Revenge, która dalej niszczyła gildie. Nikt nie był wstanie jej pokonać. Stała do mnie tyłem. Podbiegłem do niej.
~~~~~~~~~~~~~
Revenge niszczyła mój nowy dom.
Revenge, proszę cię przestań!
Błagałam ona jednak mnie nie słuchała. Nie miałam już nad nią kontroli. Poczułam czyjś uścisk. Był ciepły. Natsu!
- Lucy! Wiem, że mnie słyszysz. Umiesz przejąć kontrole. Wiem to! Lucy, dasz rade!
Co za uparte dziecko. Revenge odrzuciła Natsu. Wystarczają co mocno, żeby przeleciał przez ściane. Zaczęła iść w jego stronę. Czas to zakończyć. W jej ręce pojawił się czarny miecz.
Nie! Nie pozwole ci! Nie pozwole ci go skrzywdzić! Nie jego! Skupiłam się z całej siły. Potrafie nad tobą zapanować. Nie jestem słaba. Okrywałam się światłem. Przypomniałam sobie wszystkie miłe chwile, które spędziłam razem z mamą i tatą, z Safirą i Igneelem, z drużyną gwiazd i tu w Fairy Tail - moim nowym domu. Revenge upadła na kolana.
- Ty suko. - syknęła wściekła
Mówiłam ci. Nie pozwolę ci go skrzywdzić.
~~~~Akcja przenosi się do umysłu Lucy~~~~~~
Stałam na przeciwko Revenge. Wokół nas była ciemność z niewielkimi przebłyskami światła. Revenge rzuciła się na mnie. W ostatniej chwili zrobiłam unik i zaatakowałam. Trafiłam. Zaatakowałam znowu. Walka była bardzo wyrównana, ale wiedziałam, że jeśli przegram to oni wszyscy, Fairy Tail, Natsu i inni zginą. Nie wiem jak długo walczyłyśmy, ale byłyśmy już zmęczone. Zaatakowałam jeszcze kilka razy i Revenge padła.
- Mówiłam ci, że nie jestem słaba.
~~~~~~~~~~~~~~~
Otworzyłam oczy. Znów miałam kontrole. Wstałam powoli i rozejrzałam się. Gildia była w ruinie. Co ja zrobiłam. Poszukałam wzrokiem nic mu nie było. Gdy zauważył, że na niego patrze, szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i pochwili zapadła ciemność.
~~~~~~~~~~~
Powoli wstawałem. W pewnym momencie zauważyłem, że ktoś mi się przygląda. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Lucy. Prawdziwą Lucy. Uśmiechnąłem się szeroko na ten widok, a ona go odwzajemniła. Gdy zacząłem iść w jej stronę, ona zemdlała. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać.
- Nareszcie wróciłaś, Lucy.
~~~~~~~~~~~~~
Bardzo was przepraszam, że nie pisałam, ale wyjeżdżałam za granice i całe godziny spędzałam w sklepach żeby wszystko kupić. Później zostałam oszukana, bo w hotelu miało być darmowe wifi w pokojach, a oprócz tego, że okazało się być płatne to można było z niego korzystać tylko w recepcji. Masakra jakaś. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. W samolocie napisałam rozdział, więc mogą być jakieś błędy. Mam nadzieję, że się wam spodobał.